Nastał ten dzień. Magi utworzyła na tyle dużo materiału, że przez proces pączkowania mogła wczoraj wydzielić z siebie naszego nowego potomka. W tym wpisie pojawi się kilka zdjęć, lecz tym razem to nie o nie chodzi. Chodzi o prawdę!
Oto nasz najnowszy nabytek, jeszcze bezimienny. Określany tymczasowo Anonimem lub Ryśkiem (i de facto nie wiadomo czy właśnie to ostatnie nie zostanie...). Zdjęcie zrobione wczoraj wieczorem z kamery internetowej zamieszczonej w gnieździe, gdzie Mażona dziecię odchowuje.
To jednak nie o tym być miało (a przynajmniej nie na początku..)! Do rzeczy. Magi po przejściach w noc ze środy na czwartek, o poranku podjęła decyzję aby jednak do szpitala jechać. Co też uczyniliśmy, dziecię starsze pod opieką babci zostawiwszy.
Dobrze, że wcześniej byliśmy na terenie szpitala, ponieważ jeśli na Staszica szukacie oddziału, a wcześniej tam nie byliście (szczególnie jeśli chodzi o porodówkę), można najeść się dodatkowego stresu z szukaniem.
Przyjęcie do szpitala odbyło się normalnie, w porównaniu do Lubartowskiej nawet przyjemnie, ponieważ położna traktowała nas jak ludzi, bez zwrotów bezosobowych i wyczuwalnej obojętności. Następnie tajemniczymi korytarzami zostaliśmy poprowadzeni do windy, po drodze mijaliśmy drzwi z różnymi ciekawymi tabliczkami o tematyce technicznej, jak na przykład "kotłownia". Zaciekawiły mnie natomiast drzwi z napisem "Korytarz brudny". Jaki niezwykły potencjał dla wyobraźni tworzy taka tabliczka! Od prostych rozwiązań "to dlaczego go nie wyczyszczą / wyremontują? Aż tak jest zasyfiony i lepiej powiesić tabliczkę?" po "może to ten piekielny korytarz z Silent Hill'a?" (kto oglądał słynną scenę z pielęgniarkami, to wie). Mam nieodpartą pokusę tam wrócić i zajrzeć. Ale!
Sala porodowa, znajdująca się w oddzielnej części (co istotne dla dalszej części tekstu) piętra porodowo-położniczego okazała się ładna i konkretnie wyposażona. Magi w procesie pączkowania, aby ulżyć cierpieniom, korzystała z piłek do kręcenia bioderkami i skakania, prysznica oraz butli z gazem. Nie, nie biła nikogo (zwłaszcza mnie) nią po głowie. Gaz z butli, potocznie nazywany "gazem rozweselającym" miał być pomocny przy mocniejszych skurczach. Jak się okazało, działanie gazu na kobietę w takich chwilach, jest co najmniej wątpliwe. Chyba żeby tak butlą w głowę, no to może...
W tym miejscu przytoczę dwie krótkie anegdotki. Jak wcześniej wspomniałem, porodówka znajduje się w oddzielnej części za drzwiami z domofonem i kamerą. Jak w więzieniu, albo co. Wygląda to full professional. Niestety, karta magnetyczna do onych drzwi, znajduje się na haczyku obok czytnika kart... Ta. Oraz druga opowiastka; prysznic, specjalnie przystosowany, aby kobieta mogła z piłką do skakania pod niego wejść, czy na wózku (taki co nie ma brodzika, tylko jedną wielką powierzchnię), miał tak beznadziejny odpływ, że po 10 minutach (wiem, bo siedziałem tam z Magi i pilnowałem czy wszystko ok) cała łazienka była pełna wody. A prysznic miał trwać 20 minut. Położna przysłała salową. Salowa stoi z mopem, patrzy... i rzecze "Ja bym tu musiała cały czas wodę od drzwi podmiatać... A może Pan mógłby tak trochę, co jakiś czas? Hym?" Kulturalny człowiek jestem, no to te "ostatnie" dziesięć minut podmiatałem.
Tu Magi jeszcze w niezłym stanie:
Miało być krótko, a tu już mały referat napisałem... Jedziemy dalej. Magi walczy, walczy, walczy i.... Urodziła! Piękny bachor Jaśkopodobny! Kilka danych dla potomnych: 3,620 kg, 57 cm od ziemi do kłębu i 34 cm w czerepie, urodzony o 12:05, 13.06.2013 r.
Dwie foty z pięciu minut po porodzie:
(I want to eat your brain...)
W tym miejscu jeszcze jedna opowiastka. Ludzie z zespołu co się Magi opiekował, zapytali jak chcemy go nazwać. No to odpowiadam, że się zastanawiamy nad Ryśkiem, ale to trochę kontrowersyjne i nie wiemy. Na to jeden z lekarzy opowiedział anegdotkę: Jak byłem na studiach, na jednym z wykładów prowadzący zaczynając pewien przykład przytaczać, rzekł 'Idzie, na ten przykład, taki głupi Józio...', na co cała sala w śmiech. Prowadzący pyta się czy jest jakiś Józef na sali no to ja się zgłaszam, profesor przeprasza i ciągnie dalej 'No to może głupi Czesiu', sala dalej ryje, ja się znów zgłaszam i mówię, że mam na drugie imię Czesław. Profesor na mnie patrzy i mówi 'To niech Pan powie jak ma z bierzmowania na imię abym kolejnej gafy nie popełnił'.
I to mniej więcej wszystko. Dane mi było pobyć jeszcze dwie godziny z nimi, zanim nie przeszli do konkretnej sali, ponieważ na Staszica w salach nie ma odwiedzin.
Na koniec, podsumowując, dane mi było brać udział w najdziwniejszym, najstraszniejszym i najbardziej niesamowitym zdarzeniu jakie przeżyłem w życiu. To co napisałem nie jest pełna historią, ale nie wszystko trzeba i należy pisać.
Chcę podziękować Tobie Kochanie, za to, że przeszłaś przez to wszystko zupełnie świadomie jeszcze raz. Za to, że jesteś i jaka jesteś. Czekam na Wasz powrót, jak zestrzelony pilot nad Saharą, na kubek wody.
123
Jak to się śmieszne ze strasznym w życiu miesza. Przetrwaliście znów! Rysiaczek dorodny, same powody do szczęścia poczucia!
OdpowiedzUsuńCiekawa opowieść :) Na pewno było ciężko, ale chłopiec jest śliczny więc warto!
OdpowiedzUsuń