poniedziałek, 10 czerwca 2013

Weekend, weekend...

   Zasadniczo koniec tygodnia głównie był skupiony na liczeniu skurczy. Jeszcze nic się nie dzieje, ale to raczej kwestia godzin niż dni. Czekamy. W wewnętrznym napięciu.
   Janek uczy się "aktorskiego płaczu". Czyli potrafi zacząć wyć w chwilę, żeby za moment (po uzyskanym efekcie, bądź całkowitym jego braku) dalej się bawić jakby nigdy nic. Ogólnie zaczyna robić się sprytniejszy. Wczoraj spotkał się nad zalewem z siorą Alą. On Alę zaczepiał, natomiast ona jak upewniła się, że nie kontaktuje się w jej języku (Ala jest ponad pół roku starsza i ładnie mówi) straciła nim zainteresowanie. Kobiety!
   Jakiś jestem rozkojarzony (ciekawe czemu?), więc smętów na tyle, czas na foty.

   Pierwsze dwa zrobione na osiedlu, na pierwszym Żon chował się za drzewem. To nic, że my byliśmy z tej samej strony co on. Na prawdę, nic to w zabawie nie szkodzi. Na następnym cwaniak popyla po dzielni. Szacun!



   Sędzina informuje zawodników MMA (Maluchy Mogą Atakować) o zasadach walki; bez kopniaków w krocze, palców w oczy i wołania taty na pomoc.


   Kulturalna gra dżentelmenów, sędzia wcale nie był stronniczy.


   Oraz ostatnie, podejście na Mount Klatkos Wacławos w masywie Fantastycznym. Dwoje podróżników z czterema osiołkami (dwa widoczne na zdjęciu).


Cóż, no to do następnego wpisu...

3 komentarze: