Fran obudził się po 5. Budził się też kilka razy w ciągu nocy. Nie zawsze tak jest, dla mnie każda chwila snu w nocy jest na wagę szafranu, i każde rozbijanie na drobne odbija się bezpośrednio w moich siłach, humorze, a przede wszystkim w odporności na codzienność czyli cierpliwości. Niestety.
Fan więc sobie harcował od rana, a ja musiałem mu złapać siuśki na badania. Zdjąłem mu pieluchę, wsadziłem między nogi pojemnik na siuśki i czekam oglądając internet. Siedzę z nim 20, 30 minut i nic... Wypił dwa bidony, ruszony trzeci a ten jak zaklęty, sikać nie chce. W międzyczasie obudził się Janek i woła o nocnik. No to ja z Frankiem w jednym ręku (waży już z 13 kilko), trzymając pojemnik dalej między jego nogami w drugiej, idę do Starszego. Pomijając szczegóły, chodzę po domu z Frankiem i pojemnikiem i szukam skarpet domowych Janka, postanowiłem sprawdzić za suszarką i potrzebowałem ręki aby ją odsunąć. Tak, zgadza się, dokładnie w momencie gdy odłożyłem pojemnik na suszarkę ten bandyta zaczął sikać. Dokładnie w tym momencie! AAAaaaa i trochę udało mi się złapać, zdaje się, że wystarczająco na badanie. No nic, ścieram podłogę, Franek biega goły, Janek biega goły. Jest wesoło.
Jakiś czas później przygotowuje śniadanie. Franek ma ten piękny okres kiedy już może sporo, a słucha się i rozumie mało. Oczywiście interesuje się psimi miskami i jedzeniem. Widzę, że po raz kolejny podnosi psią miskę, więc ja wściekły gonię go z kuchni po raz enty i w złości kopię miskę pod blat gdzie jej miejsce... i co? Rozlewam praktycznie całą miskę z psią wodą. W kuch mały potop, chłopaki biegają. Jest wesoło.
Niewiele później (dalej przygotowując śniadanie) zauważam plamę na pupie u Frania. pomyślałem, że usiadł gdzieś na wodzie, ale ostatnio był mocno odparzony na pośladkach po spożyciu odświeżacza do kibla, wiec lepiej uważać. Zabieram go do łazienki, odwijam spodnie, a tu... Przesrana pielucha, bodziak, rzadka kupa nogawką cieknie, generalnie obraz który ścina nogi nie jednemu. No nic, twardy jestem to się nie poddam z byle sraki. Odwijam mu bodziaka co by go jeszcze bardziej nie osmarować, wstawiam do wanny, zaczynam opłukiwać wodą i naglę słyszę dźwięk... Czajnik. Coraz głośniej. Szybko pobiegłem zostawiając Franka w wannie. Wyłączając wodę musiałem jeszcze się zastanowić co zrobić z gotującymi się na ogniu parówkami... Nieważne co z nimi, i tak już są martwe. Wracam do łazienki, Fran uchachany z uchachanym Jankiem bawią się prysznicem. No nic, umyłem go, już che go wyjmować, a tu nagle coś mi mokro w ciapie. Patrzę pod nogi a tu mała powódź po raz kolejny. nie wiem tylko czy to ja nachlapałem myjąc Franka czy oni rozlali za szafkę jak mnie nie było a woda wypłynęła później.. Ale tak szczerze, jakie to ma znaczenie?
Po wytarciu i przebraniu Franka mogłem osuszyć swoje nogi i zasiąść do śniadania, a to dopiero 8.30...
Wyszło nieco więcej niż się spodziewałem. Na koniec naturalnie zdjęcia i może anegdotka...
"Get in the car! Ther's no time to explain!"
Pierwsze jedzenie lizaka przez Młodszego.
"Jak jedziesz baranie!"
"Giń drabiniasta poczwaro!"
Franek ma na Janka bardzo dobry wpływ. Janek wcześniej nie odważył się wejść na trampolinę.
Obiecana anegdotka.
Janek często wygłasza róże mądrości życiowe, oto dwie z nich: "To nie jest dla chłopców ani dla dziewczynek, to jest dla ludzi." - o dopiero co odlanych parówkach (tak, zdarza nam się jadać to świństwo).
"Garniki to nie jest zabawka dla chłopców, tylko dla rodziców." - do Franka który nagminnie wyciąga gary z szuflad.
Tyle będzie. Pozdrowienia i oby do szybkiego następnego.
Pe eN.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz