środa, 30 kwietnia 2014

Tatusiu, Mamusiu!

   To nie jest nowość, Janek od kilku miesięcy już tak do nas mówi, ale chyba nie było to wcześniej uwiecznione więc od teraz będzie. Gdy pierwszy raz usłyszeliśmy "Mamusiu!" (bo to było pierwsze), obojgu nam się pojawiły świecki w oczach. Serce jak masło w mikrofali na dwie minuty. Słodycz nie do opisania.
   To definitywnie fakt, że u Janka większość uczuć się kłębi w środku, a tylko licha część zostaje uwidoczniona. Nie ma jednak nic w tym złego. Taki to już Dżon jest, trochę szalony, trochę nieprzewidywalny...

(When I'm passenger...)

   To co pisałem niedawno o jajkach w relacjach braterskich nie uległo zmianie. Natomiast z każdym dniem chłopaki bawią się ze sobą więcej i więcej. Co prawda, czasem brak reakcji Frania na nawoływanie skutkuje nie małą frustracją Starszego, ale w końcu zawsze jakoś się dogadują.

 (Dziwnie wyyyyyciągnięty Sianio.)

   Staramy się dużo spędzać czasu na dworze. Miłe są takie spacery, Franek praktycznie zawsze od początku do końca jest zachwycony. Gorzej z Jankiem, ale trudno się dziwić, bardzo często na spacerach chodzi piechotą. I to są na prawdę długie spacery.


   Bardzo fajnie wygląda, gdy się na wzajem "całują". Sianio czasem podchodzi do Janka (lub któregoś z nas), i go szturcha głową, żeby się łasić. Trudno to opisać, wygląda to trochę jak łaszenie się pyszczkami kotów. Janek z drugiej strony, też chętnie daje Franiowi buziaki. Słodziaki - Chłopaki.

("Daj Franiowi Buziaka!")

(Reakcja Mady na ten widok.)

   Czas kończyć. Jako bonus, zamiast anegdotki której jakoś sobie na dziś nie przygotowałem, będzie Kapelunio!

(Czy to ptak czy samolot, a może Janek? Nie! To Franio!)

Z pozdrowieniami,

Pe eN.

piątek, 25 kwietnia 2014

Pierwszy!

   Ku pamięci! Franek po raz pierwszy stanął o własnych nogach! Stał jakieś trzy sekundy po czym wdzięcznie usiadł z lekkim łomotem. Zapewne nie bez znaczenia jest fakt, że ten jego pierwszy raz nastąpił przy lodówce...  

(I co wy na to?)

Pe eN.

czwartek, 24 kwietnia 2014

Kilka historii na ten sam temat.

   Pierwsze zdanie. Jeśli nie masz z góry upatrzonego pomysłu, to stworzenie tego pierwszego może przekroczyć możliwości twórcze, a resztę dostępnego czasu będziesz tylko pisać - kasować, pisać - kasować. Tak jak ja teraz.
   Może wrzucę jakieś zdjęcie i mi wena wróci... Czy może przyjdzie raczej.

(Sianio pierwszy raz przy 'kłódkach' )

   Nie, coś mi dalej nie idzie. No to może coś o Jaśku... Do głowy przychodzą mi ogólniki - płaczliwy, cudowny, tulaśny i mądraśny chłopanio. Z ważnych rzeczy, Jasiek chodzi całymi dniami bez pieluchy. Czasem oczywiście dalej zdarza mu się powiedzieć za późno, ale nie jest to częste. W nocy śpi w pieluszce ale prawie zawsze jest ona sucha po nocy, więc nic tylko trzymać kciuki oby tak dalej. Jestem pełen podziwu dla niego. Z bratem obchodzi się jak z jajkiem. Z jajkiem z którego chcesz zrobić jajecznicę. Trochę żartuję, raczej nie robi mu krzywdy naumyślnie, to chyba brak wyczucia i wpływ chwilowych emocji (oraz kwestia wieku ofc). Czasem "odsuwa" brata nieco mniej czule niż całuje, czasem przejdzie po nim lub biega za blisko. Albo Sianio chciał chwycić literkę/samochód który/a leżał/a w okolicy miejsca zabawy Janka, on się tym NIE bawił, ale to przecież jego artystyczny nieład...

(Korba totalna z bańkami w tle.)

   No to o Sianiu słów kilka. Najważniejsza rzecz - powoli staje na nogi. Co ciekawe, chętniej robi to na środku pokoju niż opierając się o meble. Nie można tego nazwać stawaniem bo nigdy jeszcze nie wyprostował się opierając się stopami o ziemię, ale wszystko wskazuje na to, że to raczej nie długo. Je więcej i szybciej niż Janek. Na przykład - dostają po kanapce o podobnych gabarytach (tak, Franek je już kanapki) to zanim Janek zje 4-5 kęsów, Franek najczęściej jest już przy końcu lub skończył. Jak nic wdał się w ojca. Chłopak jest słodki jak jego wygląd, przychodzi i się wtula głową i każe się 'czochrać' lub całować, dużo bawi się sam lub z Jankiem, nie rozpamiętuje krzywd (np. jak się stuknie w głowę) i ogólnie jest bezproblemowy. Ale jak mu się jedzenie skończy, potrafi tak wyć... Właśnie nie krzyczeć, wyć! Tego się opisać nie da jakiej skali krzywdy doznaje dziecko z powodu skończonego posiłku. Śmieszno i straszno.

   Wiele więcej nowości nie mam (lub nie mogę sobie przypomnieć), dlatego wstawię kilka zdjęć z ostatniej wycieczki Muszkieterów na Cmentarz Żołnierzy Polskich.

  Wcześniej jednak anegdotka. Siedzi sobie Jaś na kibelku bo sygnalizował, że kupa idzie. Chciał sobie czas umilić więc chwytał różne rzeczy po które mógł sięgnąć. Pewnego interesującego go przedmiotu nie mógł posiąść, bo za daleko (chyba szczotka od kibla) więc woła "tusunąć*!". Więc ja mu tłumaczę, że nie mówi się 'tusunąć' tylko przesunąć, posunąć, zasunąć lub zwyczajnie podać i tak dalej. Jak tylko zacząłem, zdałem sobie sprawę z płonności mojej prelekcji, jednak on tak mądrze na mnie patrzył... Wpatruje się uważnie w moje oczy, głową lekko kręci, myślę sobie "Coś tam sobie trybi, może rozumie...". Więc ciągnę mój monolog lekko nakręcony, że Młody słucha i tak mądrze patrzy. Za mądrze patrzył łobuz jeden! Po chwili widzę, że robi się czerwony i... Plum! "Pupaaaa**...!" Powiedział rozpromieniony Jaś i dalej swoje 'tusunąć' i olewka ojca oraz jego słów po całości. Zdecydowanie za mądrze patrzył.

(Główne wejście na górę.)

(Trochę miałem stracha, bo Żonowi mieściła się głowa między szczebelkami...

 ('Are You talkin' to me?')

('I jeszcze jednego flipsa proszzz...'

(Pierwsze dmuchanie dmuchawców. Chyba dopiera na trzecie urodziny Janek poprawnie zdmuchnie świeczki.


(Runaway train...)

   To już koniec na dziś. W tych ostatnich słowach podzielę się z Wami myślą znakomitej dziennikarki, pisarki i poetki Magdaleny En: "Makijaż nie jest jak wino."

No, czymcie się, 

Pe eN.


*    - kto czytał Mady blog ten wie.
**  - mówi tak czasem na kupę.